Misie i inne pluszaki,  Zabawki klientów

Małżeński mediator

Gdyby w każdym domu był taki miś, to nie byłoby tylu rozwodów. Kiedyś pewna mądra głowa powiedziała mi:

Za moich czasów, rzeczy zepsute się naprawiało a teraz wszyscy wszytko od razu wyrzucają. Tak samo jest z małżeństwami. Trzeba się sporo napracować aby chodziło jak w zegarku a nie od razu wyrzucać na „śmietnik”.

Z tym misiem było tak…

Dawno temu, on kupił jej misia na Walentynki. Normalne u zakochanych, prawda? Nazwali go Havranek. Kiedy ich miłość docierała się, jak to w życiu kłócili się i godzili. Kiedy mieli ciche dni, przekazywali sobie wiadomości przez Havranka. Zupełnie jak kiedyś w filmie „Janka” skłóceni matka i dziadek tytułowej bohaterki przekazywali sobie informacje typu: Adela powie panu, że konie trzeba osiodłać. Adela powie pani, że do młyna jadę.

Gdyby w domach, podczas kłótni i latających patelni, siedział między małżonkami taki Havranek, można by mieć nadzieję, że rozczuleni misiowatą powagą, ludzie lądowali by w sypialni czule się godząc a nie praktykowali ciche dni. Piękne marzenie, co nie?

W moim domu nie ma takiego Havranka ale na szczęście tak jak zabawki tak i męża potrafię naprawić 🙂 Chodzi jak w zegarku. 🙂 🙂

Havranek po latach mediacji nie dorobił się dziur, siniaków czy skóry i kości. Co najwyżej wycmokany na zgodę, nabrał nie takich kolorów. Małżonkowie stwierdzili, że dobrze by było aby miś w końcu trafił do SPA. Niech się odstresuje, nabierze dystansu. Spodziewałam się misia poważnego wzrostu a tu przyjechał taki mikrusek, że raptem 20cm od stołu odstaje. Widać, że wielkie serce w małym ciałku siedzi.

Wyprałam, zszyłam raptem jedną maleńką dziurkę. Żadna poważna operacja. Widać, że nie wyrywali go sobie w chwilach ogromnego wzburzenia. Napchałam świeżego wypełnienia i odziałam w jego stary ale wyprany sweterek.

Jako, że małżonkowie – właściciele Havranka – jak można się domyślić to ludzie niezwykle sympatyczni, przygarnęli ostatnio pod swe strzechy Michasię. Gdzieś w jakimś sklepie, zawaloną rupieciami, wypatrzyli jej uroczą mordeczkę. Michasia od urodzenia związana była z kapelusikiem, który jednak nie spodobał się nowym właścicielom. Ubrano ją jak Rzymiankę, przepasano wstążką. Nie wiadomo, kto komu w tej chwili sprezentował Misię. Śmiem podejrzewać, że to towarzyszka dla Havranka. Może ma się teraz sam przekonać jak to jest iść przez życie z drugą połówką pomarańczy.

Michasia potrzebowała przede wszystkim czyszczenia. Kto ją tam wie, gdzie balowała zanim trafiła do porządnego domu. No i ten kapelusz, przyspawany klejem na gorąco, musiał zniknąć.

Jak usunąć klej na gorąco z futerka

Teoretycznie są specjalistyczne debondery do kleju na gorąco, które działają w kilka sekund. Stosuje się je jednak raczej to powierzchni płaskich a niżeli tkanin a tym bardziej takich włochatych. Nie wiadomo jak zachowałaby się tkanina po spotkaniu z taką chemią.

Pomyślałam, skoro gorący klej nie uszkodził tkaniny, to i ponowne podgrzanie nie powinno zrobić Michasi krzywdy. Kiedy po wypraniu była już sucha (kapelusza pozbyłam się wcześniej) przystąpiłam do niezwykle parzącego palce zajęcia.

Usunęłam mechanicznie maksymalną ilość zastygłego kleju. Następnie za pomocą żelazka i papieru do pieczenia rozprasowywałam kawałek po kawałku włochatej główki. Roztopiony klej przywierał do papieru. Resztę skubałam z futerka pensetą. Zastygłe klejowe gluty i mazie zeskrobywałam z papieru tak aby móc go ponownie wykorzystać. Pomyślałam, ściągnę go w ten sposób tyle ile się da. Prasowałam, skubałam, studziłam palce i tak w kółko. No i się udało. Kiedy już palce stygły dłużej niż pistolet do kleju, kiedy jego część pojawiła się na lewej stronie, kiedy na papierze było już coraz mniej kleistej mazi, Michasia była prawie idealnie czysta. Wtedy pomyślałam o tych sukienkach córki, którym podczas prania odpadały dekoracyjne cekiny przyklejane klejem na gorąco. Wrzuciłam głowę misia do miski z bardzo gorącą wodą. Na tyle abym nie uszkodziła tkaniny i na tyle by jej temperaturę wytrzymały moje dłonie. Wyprałam w rękach wymęczoną główkę.

Efektem tych działań jest Michasia w całkiem dobrym stanie. Futerko w miejscu po kleju jest tylko lekko sztywne. Dokoła uszka biegnie słabo widoczna obwódka. Mogę powiedzieć, że super wyszło a efekt końcowy przeszedł moje oczekiwania. Obawiałam się, że trzeba będzie rekonstruować pół głowy a tu proszę. Dla poprawy urody, poprawiłam jeszcze czarną nicią jej uroczy nosek.

Michasia po takiej operacji nie mogła wrócić do domu w stroju Rzymianki. Klienci poprosili o sukienkę dla niej. Skoro Havranek ma zielony sweterek to odziałam ją w zieloną sukienkę.

No a ponieważ moja mama dzierga jak szalona, to zaczęłam przymierzać też inne kreacje.

Okazuje się, że ładnemu we wszystkim ładnie. Sama już nie wiem, w co tu Michasię ubrać. Sami coś wybierzcie.

Niech się Havrankowi i Michasi dobrze wiedzie. Misie trafiły do super domu. Wam, Drodzy Czytelnicy, życzę takich Havranków. Jeśli nawet nie pomogą w mediacjach podczas małżeńskich kłótni, to przynajmniej zamiast pięścią w stół, palniecie tą swoją drugą połówkę miśkiem w łeb.

Masz pytania dotyczące naprawy Twojej lalki lub pluszaka? Szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Naprawa lalek Jeśli masz dodatkowe pytania dzwoń lub napisz .

247/2021

One Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *