Zabawki klientów

Nie bójcie się klaunów

Kolorowe postacie, z pstrokato wymalowanymi buziami. Szeroki uśmiech, czerwony nochal i to spojrzenie, sprawiają, że u wielu ludzi budzi się jakiś dziwny lęk i niechęć do klaunów. Od czasu, kiedy obejrzałam film „To”, przyznam, że i ja miewam mieszane uczucia względem wypacykowanych błaznów.

W przypadku tego jegomościa, który trafił do mojej pracowni, miałam jednak zgoła inne skojarzenia. Mój pacjent trafił do mnie w stanie… hmmm, powiedzmy lekkiego kaca. Wyglądał jak ubogi cyrkowiec, który za kilka srebrników zabawia ludzi na ulicy, a wieczorami w podrzędnej karczmie topi smutki przy szklaneczce rumu. Tego ostatniego chyba zabalował, bo wyglądał jakby oberwał po gębie, film mu się urwał a ostatnie grosze zaiwanił mu jakiś inny biedak.

Tylko spójrzcie. Brudny, obdarty, ukrywający łysinę pod skołtunionym tupecikiem. Bose stopy wystają z podartych butów. Chyba w ciemnej piwnicy łatał te swoje portki i spłowiały surdut. Aż dziw bierze, że te portki mu nie spadały odsłaniając brudne kolana. Chudy na wskroś, blady. Widać, że ostatnie lata to czysta posucha. Miał gość szczęście, że trafił do mojego szpitala. Czekał bardzo długo aż trafi na stół, ale powiedzmy sobie, że musiał przejść terapię, aby teraz podnieść się jak Feniks z popiołów.

Jego stan był wręcz agonalny. Aby doprowadzić go do ładu rozebrałam na części, dosłownie. Pozbyłam się wypełnienia, usunęłam wszystkie szwy. To co nadawało się do wykorzystania trafiło do prania. Największym problemem było wyczyszczenie białych elementów czyli głowy oraz rąk. Pod warstwą kurzu kryły się plamy i przebarwienia. Plan miałam taki, jak się nie uda ich wybielić naturalnymi środkami, to odtworzę malaturę transferem. Musiałam uważać, ponieważ bałam się o trwałość nadruku na twarzy. Wybielałam proszkiem do wybielania firanek, cytryną, sodą. Wszystkie zabiegi na nic. I kiedy już, już miałam zająć się transferem, znajoma podpowiedziała mi wybielacz. O Bogowie, 3 dni prób ogarnęłam tym razem w jednej wieczór. Zaczęłam od białych elementów, które na moich oczach odzyskały swój dawny śnieżnobiały kolor. Pełna nadziei zabrałam się za buźkę. Nadruk nie odbarwił, nie wybielił się a cała tkanina wygląda świeżo.

Kiedy buźka nabierała rumieńców, rekonstruowałam buty, kapelusz oraz surdut. Wykorzystałam oryginalny pasiasty materiał ale czerwone elementy zastąpiłam nową bawełną w tym kolorze. Podeszwy butów uszyłam z nowej ciemnoniebieskiej bawełny. Ten sam kolor wykorzystałam przy zrobieniu paska. Spodnie z jednej strony wyblakłe, z dziurą na jednej nogawce, potraktowałam sposobem. Na dziurę naszyłam ozdobną czerwoną kieszeń, a portki założyłam pacjentowi tył na przód. Kto go tam będzie z tyłu oglądać, a za jakiś czas i ta strona wyblaknie. Wtedy klaun będzie miał portki z każdej strony w tym samym odcieniu.

Kapelusz dla powagi wypełniłam w środku kulką silikonową. Taki klapnięty wyglądał biednie. Teraz wygląda z klasą. Wykąpałam jeszcze w międzyczasie moherowe włosy rudzielca i nawet udało mi się je wyczesać. Kiedy zaczęłam składać pacjenta do kupy, pomyślałam, że kawał dobrej duszyczki siedzi w tym trzpiocie. Już nie wygląda na moczymordę ale na komika, który z powodzeniem mógłby zabawiać nawet najmłodsze dzieci na imprezach urodzinowych. Wszystkie plamy zniknęły, a zamiast podartego i wyblakłego stroju, facet kipi teraz kolorami.

Masz pytania dotyczące naprawy Twojej lalki lub pluszaka? Szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Naprawa lalek Jeśli masz dodatkowe pytania dzwoń lub napisz .

45/2022

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *