Domek dla lalek, czyli czym się bawi mama z córką
Czy znacie Sylvanian Families? Jest to seria zwierzątek, dla których można kupować domki i całą masę rzeczy. Pierwszy raz spotkałam je kilkanaście lat temu w sklepie w galerii handlowej. Ogromnie mi się wówczas spodobały. Wtedy nie miałam jednak komu ich kupić. No a potem urodziłam córkę 🙂 i kiedy nareszcie miałam komu, okazało się, że jest bardzo droga. Znalazłam w internecie ten stary sklep, w którym kiedyś widziałam te słodziaki. Ceny, super okazyjne. Kupiłam kilka rodzin i parę rzeczy, no ale co dalej? Domki, marzenie. Cena – koszmar.
I znowu pomógł internet i rodzina na wyspach. Kupiłam używany domek od pewnej Pani w Szkocji. W ramach prezentu rodzina wynegocjowała całą kolekcję, którą ona sprzedawała. Tym sposobem dotarły do nas dwa wielkie pudła. A w nich? Dwa domy, szkoła, autobus, sklep, figurki, mebelki i pełno drobiazgu typu książki, naczynia, zabawki i co tam jeszcze. Helcia zachwycona. Wieczorem wołała tylko ” nie cie pać, nie cie pać”. Bawiłam się jak dziecko. Helcia zbiera cały drobiazg, układa po swojemu, a ja? Oczywiście już kombinowałam. Tu tapety, tu pomaluję, itd. No nie nawidzę tych pustych plastikowych zabawek. Czy producent nie może od razu przyłożyć się i zrobić coś więcej? Aby było nam wygodnie buszować po domku na początek przygotowałam specjalny stolik.
Kto mnie zna, wie że uwielbiam remonty. Mogłabym co chwila coś robić w domu. No niestety, nie zawsze mogę. Od czego jednak ma się dom dla lalek? Przez ponad miesiąc pracowałam nad nim.
Zaczęłam od podłogi. Efekt trochę przez przypadek. Nie miałam brązowej farby, więc do mieszanki żółtej i pomarańczowej dodałam brązowego barwnika spożywczego. Kolor był jako taki. Postarzałam więc podłogę brązową patyną. Dzięki temu że podłoga miała wytłaczane słoje desek, zaczęło to jakoś wyglądać. No ale na koniec kładąc lakier okazało się, że ten barwnik spożywczy zaczyna się mieszać ze wszystkim. Rezultat? Mam podłogę jak z prawdziwych dębowych desek! Mąż śmiał się ze mnie a ja nie mogłam się napatrzeć na swoje dzieło.
Potem długo trwało tapetowanie, malowanie. Zaczęłam od tego ponieważ musiałam przygotować wszystko przed montażem oświetlenia. Użyłam lampki choinkowe na baterie. Na koniec z grubej tektury zrobiłam sufity. Zagipsowałam ubytki i nierówności. Na koniec na błękitny kolor pomalowałam elewację. Dach podobnie jak podłogi zrobiłam z dodatkiem brązowego barwnika, przez co uzyskałam postarzany efekt. Na koniec posypałam go zielonym pyłkiem. I tak wyszedł lekko zamszony dach.
Domek zyskiwał nowe elementy: zasłonki, drobiazgi w środku oraz kwietniki pod oknami. Zrobiłam wreszcie użytek z pojemniczków z jajek niespodzianek. Pocięłam je na pół, pomalowałam, wypełniłam gipsem i powciskałam kwiaty. Na koniec przykleiłam. Miałam tylko dylemat czy nie będą przeszkadzać Helenie podczas zabawy. Okazało się, że moja gospocha super dbała o swój “majątek”.
Ten domek robiłam cztery lata temu. Wspominam go przy okazji. Właśnie patrzę na moją córkę i widzę jak się nim nadal bawi. Co sprawiło, że wciąż jest dla niej atrakcyjną zabawką? Może to, że uwielbia malutkie zabawki, ludziki, drobiazgi. Może to, że uczestniczyła w pracach nad domkiem. A może fakt, że domek wygląda jak prawdziwy. Jest pełen detali i takiego ciepła. Pomimo drobnych elementów nie jest delikatny jak w przypadku domków kolekcjonerskich np w skali 1:12.
A ja? pomimo tych lat nadal uważam, że producenci zalewają nas tanim plastikiem, za który każą nam słono płacić. Dzieci, zniechęcone rzucają po jakimś czasie zabawki w kąt bo przestają być dla nich interesujące. Właśnie to między innymi sprawia, że zajmuję się robieniem zabawek po swojemu. Mam nadzieję, że bawiące się nimi dzieci wciąż lubią się nimi bawić. Mam taką nadzieję, bo widzę, że moja córka lubi bardzo…