Misie i inne pluszaki,  Zabawki klientów

Różowa Pantera

Ta renowacja to było wielkie zaskoczenie, niedowierzanie i lekka obawa.

Zaskoczeniem pierwszym była waga paczki. Dlaczego? Kiedy klient przesłał mi zapytanie o możliwość naprawy, oglądając zdjęcia byłam pewna, że chodzi o średniej wielkości pluszaka. Nie bardzo wiedziałam co to, ale nie miało to znaczenia. Co za różnica, foka czy pies.

Paczka ważyła ponad 3,5kg. I tu pojawiło się niedowierzanie. Kiedy rozpakowałam pudło, byłam w szoku. Sfilcowana kupka nieszczęścia. Mordka rozpruta całkowicie a w środku skrawki gąbki i…. pluszaki. Tak, ktoś pewnie kiedyś robiąc porządki wyrzucił nieboraka razem z resztą pluszowej gromady. W pierwszej chwili zadzwoniłam do klienta, bo zupełnie nie wiedziałam jak na to zareagować. Czy ktoś robi sobie ze mnie żarty?

Okazało się, że renowacja ma być niespodzianką dla dziewczyny mojego klienta. Otrzymała tego pluszaka jakieś 25 lat temu, gdy była pięcioletnią dziewczynką. Przez ostatnie lata leżała wyrzucona gdzieś na stertę staroci. Pomyślałam sobie, no cóż najwyżej stracę czas. Byłam jednak ogromnie ciekawa co kryje ta pluszowa masa. Razem z córką przeprowadziłyśmy operację czyszczenia zabawki na klatce schodowej. Helena nazbierała 19 pluszaków, które jak wcześniej ustaliłam, klient nie chce z powrotem.

Zabawka była tak brudna, że prałam ją kilka razy ręcznie, pozbywając się resztek pyłu z gąbki. Dopiero gdy woda zaczęła być lekko brudna powędrowała do pralki. Kiedy wyszła z niej czysta i pachnąca mogłam rozpocząć dalsze prace. Przewróconą na lewą stronę mogłam pozszywać w miejscach puszczenia szwów. Największą zagadką było ciągle, co to jest? Mój mąż śmiał się, że to tak jak w tym dowcipie. Jak by nie klepać, ciągle wychodzi przystanek autobusowy a nie auto.

Podczas czyszczenia zapomniałam o luźnym uchu i wyrzuciłam go w worku razem z resztą wnętrzności do śmieci. Jednak nie żałuję. Nie wiem czy doprałabym tą czarną plamę, która na nim była. Sprułam więc, ocalałe ucho i podzieliłam na dwie części. Teraz wewnętrzna strona uszu jest z jasno różowego polaru. Uszy wyglądają na tygrysie. Mogłam zatem wnioskować, że to będzie tygrys. Nic z tego. Kiedy zszyłam zabawkę po szwach wychodziła mi głowa konia? Znów musiałam skonsultować się z klientem. Przesłał mi zdjęcie zabawki razem z małą dziewczynką. No i wtedy było już wszystko jasne. Cały czas przywracałam życie Różowej Panterze. Uff.

No dobrze, ale jak ona była zszyta? Musiałam odłożyć wszystko na kolejny dzień. Może noc przyniesie pomysł. Rano sprułam to co szyłam dzień wcześniej. Wszyłam czarny nos i już ręcznie dokończyłam całą mordkę. Nareszcie jest. Prawie taka jak ze zdjęcia mojego klienta. Dorobiłam pazurki oraz porządnie wyszczotkowałam.

Teraz pięknie się prezentuje. Widać jeszcze na niej szarawe, brudne miejsca. Jednak nie jest tak źle. Czas na „wygnaniu” zrobił swoje.

Zdążyłam przez urodzinami właścicielki. Mam nadzieję, że będzie mieć dużą niespodziankę. A ja? Cieszę się, że się nie poddałam. Zawsze powtarzam „nie ma rzeczy niemożliwych”.

A gdybyście, chcieli przekonać się co do rozmiaru pantery, to proszę. Mój Kajtek gdy tylko rozkładam tło, pcha się na pierwszy plan. Mój carewicz chętnie by się zaprzyjaźnił z takim kotkiem.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *