
Słoń Leon – nie mylić z kartoflem
Znacie Leona? Każdy go zna! Tak głosi piosenka w pewnej reklamie. Ja znam i nucę sobie ją w myślach, bo właśnie zawitał do mojego szpitala pewien Leon. Kiedyś był słoniem, ale z niewiadomych względów stracił trąbę i stał się kartoflem. Jak to możliwe, że ten zwierz stał się pyrą? Jak zawsze z miłości. Ech, ktoś kto stworzył pluszowych przyjaciół nie przewidział, że współczynnik miłosnych uścisków ma bezpośredni wpływ na długość żywota. Szkoda, że w życiu tak się nie dzieje. Razem z moim mężem bylibyśmy zgrabną parą, a tak jesteśmy toczącymi się kuleczkami :).
Przyjaciółka Leona przywiozła go do mnie osobiście aż z Gdańska w obawie o trudy podróży i ryzyko zaginięcia małego jegomościa. Choć rudzielec z niego, to można by pomyśleć, że ze złota. Nie dziwię się. Leon i jego przyjaciółka są razem od 30 lat. Wszyscy traktują go jak członka rodziny. Jego aura sprawia, że czasami dostaje nawet prezenty w postaci ubranek, plecaczków. Na tą podróż otrzymał nawet mini walizeczkę. Z dziewczynką pojawiał się w szkole, z panienką był na maturze, a potem na egzaminie na prawo jazdy. Ze studentką bywał na studiach. Jak się można domyślić po studiach razem rozpoczęli pracę. Nikogo nigdy nie dziwiła jego obecność, po prostu zawsze był i było to normalne. Kiedy z małej dziewczynki wyrosła piękna i zakochana kobieta musiał towarzyszyć jej w najważniejszym dniu w życiu. Ukryty w torebce patrzył jak jego przyjaciółka wychodzi za mąż. Pewnie nie doczekał się ślubnego tańca, ale za to nigdy nie poszedł w odstawkę, kiedy ona miała u boku miłość swojego życia. Dodajmy, ludzką miłość, no bo Leon to przecież Leon. Nawet uśmiech Leona stworzony został przez tatę dziewczynki, aby mógł wyrażać jakieś emocje.
30 lat minęło jak w filmie. Zabawy, nauka, podróże – życie sprawiło, że Leon zaczął się kruszyć i podupadać na zdrowiu. Babcine ręce reanimowały rany, które coraz częściej się pojawiały. Tatuaże zaczęły blaknąć na tle poszarzałego ciałka. Po utracie trąby, niektórzy żartobliwie zaczęli nazywać go ziemniakiem bądź kartoflem. Odłożony na półkę teoretycznie przeszedł na emeryturę. Ze względu na stan zdrowia nigdzie już nie jeździ. Zmuszony do odpoczynku na półce pewnie marzy, by jeszcze zrobić coś szalonego z tą, która zawsze przy nim była.
I wtedy w historii Leona pojawiam się ja 🙂 Z marną nadzieją na pozytywną odpowiedź poprosili o pomoc. Nie liczyli na cud, ale wiecie, cuda przecież się zdarzają. Bo w każdym trzeba dostrzec nawet ten skrawek możliwości. Reszta zawsze się jakoś zorganizuje.






Kartofelek trafił na stół operacyjny. Rozpoczęłam od usunięcia wszelkich szwów po ręcznych naprawach. Potem przyszła pora na prucie szwów maszynowych. Specjalnie tak to opisuję. Trochę z irytacji. Powiedzcie jak to jest możliwe. Miałam w ręku kupkę nieszczęścia, z dziurą na dziurze, a szwy jak z tytanu. To nie był ścieg o normalnej szerokości, tylko kropka przy kropce. Sprucie Leona i rozłożenie na części zajęło mi ponad 5 godzin. Musiałam bowiem uważać, aby nie zrobić dziur w delikatnym materiale. Koniec prucia uczciłam słodką czekoladką. Chociaż chciałoby się powiedzieć lampką wina i krzyknąć UFF!






Mojej klientce bardzo zależało na tym by zachować Leona w jak najbardziej oryginalnym stanie. Mimo szczerych chęci ni wszystko można było zachować. Po ustaleniach udało się uratować brzuszek oraz uszy nieboraka. Uszy delikatnie skróciłam wszywając przetarcia. Zabezpieczyłam je też podklejając od środka. Nie skruszeją teraz tak szybko. Ciałko podkleiłam identycznym materiałem i przeszyłam przy dziurach. Słoniową głowę zrekonstruowałam wraz z nóżkami i łapkami.
Odtworzyłam tatusiny uśmiech i tatuaż na serduchu. Klientka poprosiła, by po operacji Leon miał identyczne oczy. Dostał więc nowe guziczki.



Na życzenie klientki Leon dostał też ubranko. Portasy i bluzeczkę. Miałam dowolność, więc wybrałam biało błękitną kombinację na cześć jego przyszłych morskich przygód. Wierzę, że wybiorą się jeszcze nad polskie morze.



Teoretycznie koniec pracy, prawda? Teraz napiszę coś, co niektórych przyprawi o gęsią skórkę. Jak tu nie wierzyć w duszę i magiczną aurę. Leon przyśnił mi się dziś w nocy z pretensją. Nie zapomniałaś o czymś? Gdzie jest mój języczek?! O rety, zapomniałam o języczku!
Wczoraj wieczorem po skończonej pracy zwinęłam papierowy ręcznik, na którym zawsze przeprowadzam operacje i wyrzuciłam do kosza. Dziś po przyjściu do pracowni przekopałam kosz na śmieci i odnalazłam mały czerwony kawałek filcowego języczka zaplątany w ścinki materiału. Uff. Przyszyty. Teraz Leon możesz się nim chwalić. I nie nachodź mnie już we śnie. No chyba, że przyśnią mi się przy okazji morskie krajobrazy…

287/2023

Masz pytania dotyczące naprawy Twojej lalki lub pluszaka? Szczegółowe informacje znajdziesz w zakładce Naprawa lalek Jeśli masz dodatkowe pytania dzwoń lub napisz .